Kilimandżaro cz. 1

Tanzania i szczyt marzeń 
Niemożliwe staje się możliwe..
Tanzania- niewielki kraj na wielkim kontynencie Afryki z najwyższym masywem wulkanicznym Kilimandżaro (5895 m n.p.m.) i Meru (4565 m n.p.m.). 
W tamtym miejscu człowiek zupełnie nie wie co go czeka i kogo spotka na swojej drodze.

Chciałabym opisać Wam ze swojej perspektywy ten zadziwiający kraj. Osobiście lubię gorąco -zimne klimaty. We wnętrzu kraju w dzień występują upały, a w nocy temperatura spada do 15-18 °C. Ludzie żyją zgodnie z naturą , wszędzie występuje sawanna i step. Jest to ciężko dla nas zrozumiany świat bez bezpośredniego dostępu do wody, w szczególności pitnej.
Stolicą Tanzanii jest Dodoma , język urzędowy to suahili i angielski.

Podróż była planowana przez około trzy lata. Wpadłam na ten pomysł i podzieliłam się nim z mężem. Od razu zaczęła się powolna realizacja i odkładanie środków na wyprawę naszych marzeń.


      Kilimandżaro - 5895 m n.p.m   Droga do nieba  -Machame (Whisky Route) - Nasz szlak  
Niesamowite było mieć zarezerwowane miejsce w samolocie i w hotelu z myślą , że będziemy zdobywać nasz pierwszy i nie ostatni szczyt. Naszym bezpośrednim organizatorem był Zara Tours. Przewodnikiem był tubylec , ale o nim w dalszej części opisu. W momencie, w którym wylądowaliśmy zastała nas noc. Czekaliśmy aż ktoś nas odbierze. Najważniejsze czego nauczyliśmy się podczas wyprawy to cierpliwość, i że wszystko trzeba robić wolno - "pole, pole". Po dwóch godzinach jazdy busem dotarliśmy w miejsce naszego przeznaczenia. Pamiętam, że od razu położyliśmy się spać, ponieważ zmęczenie podróżą dawało się we znaki.
O 6 .00 zbudziło mnie nawoływanie przez Muezina do Minaretu na modlitwę. Nie zdążyliśmy się wyspać a od 8 czekało na nas śniadanie i podział na grupy. Każdej grupie przyznawali przewodników, którzy mieli za zadanie, nas miłośników zdobywania gór, tak poprowadzić ,tak rozłożyć nasze siły , pokonać nasz ból , naszą kondycję, aby stało się zadośćuczynienie i osiągnąć nasz cel-  szczyt.
Hotel
 Wszystko odbywało się zgodnie z planem. Nie wiedzieliśmy jeszcze kto będzie naszym przewodnikiem i z kim spędzimy te trudne 7 dni wspinaczki. Musieliśmy mieć plecaki do 15 kg, aby towarzyszący nam tragarze nie przekroczyli swoich kilogramów, niosąc bagaż na głowie. Od tamtej chwili wszyscy pomagający nam tubylcy z przypisanymi zadaniami i my, byliśmy jedną drużyną.
 Wspólnie z naszymi nowo poznanymi znajomymi z USA jechaliśmy w miejsce rozpoczęcia przygody. Wraz z nami przewodnik, który mało mówił i emanował spokojem i opanowaniem (takie było moje pierwsze wrażenie kiedy go zobaczyłam). Dojechaliśmy do pierwszej bramy Machame Gate w Parku Narodowym w Tanzanii. Wtedy już wiedziałam, że nie będzie odwrotu od rzeczywistości. W głowie zadawałam sobie pytania - Czy pokonam samą siebie ? Czy zdobędę swoje marzenie? 

Zwątpienie w siebie jest niestety wadą każdego człowieka ,który chce pokonywać własne słabości, natomiast wygranym już jest ten, który podjął wyzwanie i nie zamierza się cofnąć. (myśl własna)

Kolejna część już wkrótce. Iza :)
Przed bramą

6 komentarzy :

  1. Jestem zachwycony tym pomysłem z Kilimandżaro. Domyślam się, że to jest świeża sprawa. Ciekaw jestem kiedy byliście, no i czekam na dalszą część.
    Pozdrawiam
    Kris

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byliśmy 2 lata temu we wrześniu, a akurat możliwość opisania tego cudownego miejsca pozwala przeżyć to jeszcze raz :)

      Usuń
  2. 18 stopni.. to jest taka temperatura, która dla mnie mogłaby być przez cały rok :D no dobra.. może tak ze 22 stopnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Genialny post! Zazdroszczę wycieczki na Kilimandżaro!
    Zapraszam do mnie ;)
    http://luxjulia.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Super relacja :) nie mogę się doczekać dalszej części.

    OdpowiedzUsuń
  5. Kilimandżaro to jest coś, a ile taka impreza kosztuje?? Zazdroszczę takiej wyprawy, Kilimandżaro ty jedno z nielicznych miejsc w Afryce o których marze, bo nie jest to mój ulubiony kierunek... ;)

    OdpowiedzUsuń

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka